Sobotni poranek 28. stycznia zapowiadał się pogodnie, niezbyt chłodno i bezwietrznie. Narty założyłem koło Chaty Robaczka o 7:45. Po 10 minutach byłem na Ściernisku, gdzie wszedłem na świeżo przygotowany ślad, o tej porze nartą ludzką jeszcze nie tknięty.
Trasa, mimo że się przeważnie wznosi, jest łagodna i nie wymagająca. Mijałem trasę do Wiciarki i PKO, podobnie jak Dzielne Klapki nieskazitelnie przygotowaną. Sunąłem w stronę drogi do kopalni „Stanisław” podziwiając widoki i o 9:00 znalazłem się na Rozdrożu pod Cichą Równią.
Tam spotkałem pierwszych turystów i sportowców. Po chwili ruszyłem niebieskim szlakiem, który pokrywa się na krótkim odcinku ze Szlakiem Cietrzewia, o czym informowała gustowna tablica. Odcinek aż do spotkania z żółtym szlakiem jest prawie płaski i nie wymaga specjalnego wysiłku. Szlak niebieski po zejściu z drogi w stronę Hali Izerskiej był przetarty zarówno przez piechurów jak i narciarzy, aczkolwiek taki „skrót” w dość sypkim śniegu to raczej zabawa dla wyjątkowych koneserów.
Gdy podziwiałem panoramę Hali Izerskiej doszła mnie grupa Czechów, którzy mieli w planach dotarcie żółtym szlakiem do Chatki Górzystów. Wyprzedziłem ich o 9:40, gdy odpoczywali przy Jagnięcym Jarze.
Żółty szlak za Białą Drogą był przetarty podobnie jak niebieski, tylko turystycznie. Ja natomiast dalej Szlakiem Cietrzewia sunąłem z górki w stronę Polany Izerskiej tak, że momentami miałem strach w oczach czy wyhamuję albo wejdę w zakręt. O 10:00 dotarłem do niebieskiego szlaku. Tam zaczęło się dość wyraźne podejście. Ślad do Polany był już trochę zniszczony, natomiast w stronę Hali Izerskiej zupełnie nie istniał, prawdopodobnie przejechany przez skuter. Wszystkie wyraźniejsze drogi, łączące niebieski szlak z czerwonym były przetarte przez piechurów.
O 10:20 dotarłem do Polany Izerskiej. Krótko odpocząłem po pierwszym solidnym podejściu napawając się wspaniałym zimowym widokiem i ruszyłem na Drogę Telefoniczną. Szlak czerwony był przejechany skuterem, ale wybrałem oryginalną trasę Szlaku Cietrzewia, który od odejścia GSS-u był znów świetnie utwardzony. Mimo że było lekko pod górę, szybko dotarłem do Łącznika i jak przystało na twardziela wybrałem „skrót” przez Stóg Izerski.
Latem zajęłoby mi to z 5 minut ale na nartach dreptałem 15. Na szczycie trochę wiało, ale widok wart był wysiłku. Po chwili zjeżdżania pługiem, o 11.15 dotarłem do schroniska gdzie odpocząłem przy kawie 50 minut. Mimo czynnej gondoli w schronisku nie było tłumów.
O 12.05 wyszedłem i ponownie przez Stóg o 12:40 dotarłem do Polany. Pogoda się zmieniła na bardziej słoneczną. Przybyło też trochę biegaczy na Szlaku. Z Polany czekał mnie miejscami dość ostry zjazd na Halę Izerską, co przy sporym ruchu i braku śladu wymagało trochę skupienia.
O 13:05 dotarłem do Chatki. W środku było dość tłoczno, więc posiliłem się tylko na zewnątrz moim prowiantem i ruszyłem w stronę Orla. Trasa była już na tym odcinku dość solidnie zmaltretowana, ale w dalszym ciągu przyjemna.
O 13:45 zatrzymałem się na Kobylej Łące. Zgodnie z planami rozebrałem się do slipek i ku zdumieniu przypadkowych widzów (jako że nie mam zbyt kojarzącej się z morsami budowy) wszedłem do Izery. Woda płynęła po zalodzonym dnie, więc pewnie miała coś koło 1 stopnia. Posiedziałem jakieś 2 minuty zanurzony po pachy i spokojnie wyszedłem na śnieg. Wytarłem się, przebrałem, popiłem herbatki i ruszyłem do Orla.
Od 14:25 do 14:40 siedziałem w dość zatłoczonym schronisku, po czym ruszyłem dojazdówką do Jakuszyc, dokąd dotarłem o 15:20. Na trasie za stacją kolejową spotkałem zaledwie parę osób i mimo późnego popołudnia ślad był w znakomitym stanie. Ślad dociera do Izergranitu a dalej, wzdłuż torów jest wydeptana szeroka ścieżka, którą o 16:30 dotarłem do kortów, gdzie zdjąłem narty i zakończyłem wędrówkę.
Jeżeli Szlak Cietrzewia będzie tak przygotowywany co weekend i po każdej zadymce, to będzie świetna rozrywka. Pokonanie całej trasy w jeden dzień, to zadanie raczej dla dobrze przygotowanego amatora, przy dobrej pogodzie. Na szczęście można trasę skrócić np. zawracając przed Polaną Izerską albo żółtym szlakiem z Jagnięcego Jaru do Chatki Górzystów. No i oczywiście wybrany przeze mnie kierunek był chyba najlepszym wariantem, bo największe podejścia pokonywałem na początku wycieczki.
Galeria z wycieczki