Jak podaje drugi co do wielkości norweski dziennik Verdens Gang w ciągu trzech lat, które wkrótce miną od zakończenia igrzysk w Soczi, organizacja Olympiatoppen wraz z narodowymi norweskimi federacjami biegów narciarskich i kombinacji norweskiej oraz biathlonu wydały już 11 milionów koron na rozwój zasobów związanych ze smarowaniem i ekspertyzy przed igrzyskami w Pjongczang w 2018 roku.
Projekt o nazwie "Ski 2018" to kontynuacja podobnego przedsięwzięcia "Ski 2014" zrodzonego po igrzyskach w 2010 roku w Vancouver. Budżet aktualnego programu wynosi blisko 15 mln NOK, czyli około 7 mln zł. W pracę w tej operacji zaangażowanych jest sześć osób.
Pieniądze mają zostać spożytkowane m.in. na wyjazdy do Pjongczang w Korei Południowej. W ubiegłym sezonie w okresie analogicznym do rozgrywania nadchodzących igrzysk ekipa badała śnieg i prowadziła testy. - Mieliśmy zarówno 12 stopni na plusie, bywało też mroźnie i wietrznie. Najbardziej nietypowy był wiatr - opowiada Knut Nystad, szef projektu.
Budżet bieżącego projektu jest identyczny z kapitałem, jaki został przeznaczony na bardzo podobne badania po Igrzyskach w Vancouver w 2014 roku. Oznacza to, że w ciągu 7 lat na przygotowanie strategii smarowania nart do igrzysk w Soczi i Pjongczang zostanie wydana łączna kwota odpowiadająca 14 milionom złotych.
I jak tu mierzyć się z taką potęgą? Jak się jednak okazuje, wydane kwoty i szczegółowe badania nie zawsze przynoszą pożądane efekty. Pamiętamy, że norwescy biegacze narciarscy w 2014 roku na igrzyskach w Rosji nie mogli pochwalić się zbyt wielkimi sukcesami. Powody niepowodzenia tłumaczyli właśnie problemami ze smarowaniem i nietypowym śniegiem.